przez schubertpączek » poniedziałek, 19/09/16, 04:11
Ostatnio dużo rozmyślam na temat samej teorii muzyki bez muzyki. Uważam że to niesprawiedliwe albo z góry ustawione że rodzi się ktoś taki, a taki i od razu ma talent często nawet nie wie że to talent, nawet jeśli któryś kompozytor czy malarz przypisuje talent Bogu - to za mało, to nie jest zadowalające wyjaśnienie, najprościej jest tak powiedzieć "A Bóg mi dał talent do tego czy tamtego i go mam" umywa się ręce od pytań najważniejszych, a cały ogół ludu karmi się uciętą ripostą ingerencji boskości. W takim razie skąd talent mają niewierzący tudzież wyznawcy diabła? Bo powiedział Bóg do muchomorów "A wy dostaniecie kropki czy wam się one będą podobać czy nie" albo należy uznać że nie bogowie tu mają udział a jeszcze coś innego? Na pewno jakiś mechanizm działania którego nie pojmiemy. Ale ludzie istnieli, namacalni kompozytorzy czy malarze, sami nie potrafili określić swojego talentu - więc pytanie po co komu talent, skoro wystarczy tylko i aż tworzyć aby to uznać za talent, iść za powiedzeniem Van Gogha że jeśli nie umiesz malować, maluj tak długo i usilnie aż zapomnisz o tym że nie umiesz malować. Bo właśnie malarstwa chciałbym jeszcze spróbować ale trzeba mieć jednak tą iskrę nawet bez chęci. Więc na co komu te rzewne powiedzenia? Tylko jako ozdobnik dla świata artystów?
A co do teorii muzyki klasycznej to samo pisanie muzyki klasycznej jest łatwe, najtrudniejsze jest nauczenie się orkiestry, nut i wszystkiego tego ekwipunku, u kompozytorów jest tak że uczą się albo jednego albo drugiego albo wszystkiego, gdy nauczą się jednak tylko tego drugiego to powstają znane chyba każdemu kompozycje bez wyrazu, plagiaty instrumentalne z tej czy innej epoki. Tak naprawdę muzyka to system, tylko człowiek jest prawdziwszy od muzyki, muzyka klasyczna jest tak naprawdę nic nie warta bez człowieka w niej, tak naprawdę sam instrument to już człowiek bo ktoś go wynalazł, zapisał się w nim, więc tak naprawdę możesz milion razy wystukać jeden klawisz czy dąć w trąbę i to już może cieszyć. A dlaczego stopniowo pojawiał się rozwój? Czy w roku no powiedzmy 610 w jakimś grodzie żył ktoś z muzykalnością w mózgu i rytmiką no np Haydna? Możliwe że żył i męczył się bo nie mógł zmaterializować swojej muzyki ani na żadnym instrumencie ani nigdzie. Ale to jest śmieszne bo taka gitarka czy harfa mogła wydawać melodie bardziej współczesne nam znającym ostatnie 300 lat muzyki, albo co graliby ludzie 100 lat przed naszą erą np w Rzymie gdyby dano im gotowy fortepian? Prawo logiki i systemu mówi że użyliby go pewnie jako budzika tak jak ludzie tysiące lat temu używali koła jako ozdoby nie znając jego właściwości. Więc czy taki Bach był kimś wyjątkowym? Jak dla mnie nie. On tylko pisał o tym co zostało wgrane, nie zastanawiał się nad tym dlaczego to pisze, skąd to pochodzi i jaki jest tego cel, po prostu był dyskietką na która coś wgrano. Co innego filozof, on zadaje pytania, jeśli kompozytor był filozofem jego muzyka musi brzmieć co najmniej oryginalnie i niekoniecznie to musi być klasyka. I to jest właśnie teoria muzyki którą można rozwijać.
Powiem więcej ale to trzeba zrozumieć - dzisiejsi kompozytorzy są o niebo lepsi od klasyków Wiedeńskich nawet gdy produkują dźwięki hiper nie do słuchania. I to jest właśnie ta część systemu która znowu nie musi być czytelna ani zrozumiała.