Zanim nasze forum zostanie zarchiwizowane chciałbym zasięgnąć opinii szerokiego grona. Wracam do rozszerzania swojej płytoteki - po koncertach skrzypcowych i fortepianowych, przyszła kolej na utwory 'solo'. Jakie Waszym zdaniem cykle/opusy powinny koniecznie znaleźć się w płytotece przeciętnego Chlebika?
Zakupiłem już choćby sonaty fortepianowe Beethovena, suity wiolonczelowe Bacha, trochę klasycznej gitary. Pytam właśnie o tego typu zestawy, najlepiej całościowe nagrania w zacnym wykonaniu.
You got big dreams. You want fame. Well, fame costs. And right here is where You start paying. In sweat.
Proponujesz bardzo rozległe zagadnienie. Nawet przy zawężeniu epoki twórczej nie byłoby wcale łatwiej. Zapytanie słuszne, bo w takich znanych leksykonowych przewodnikach tematycznych Polskiego Wydawnictwa Muzycznego zupełnie nie ma zaakcentowanej gradacji znaczenia opisywanego dzieła. A przecież to nieprawda, że wszystko jest równie wartościowe.
Cykl rozwojowy sonat Beethovena to jak najbardziej właściwy wybór. Bardzo ciekawi, co konkretnego wybrałeś z ogromu istniejących propozycji.
Tak na moje oko to: od Bacha wszystko od BWV 1001 do 1013, a to i tak tylko mała część na solo od Bacha jednak ten przedział znam najlepiej i polecam nie tylko ja. Warto pomyśleć też o utworach organowych Na pewno nie obędzie się bez Sonat Hydna i Mozarta skoro lubisz Beethovena. Do tego Impromtus i Sonaty Schuberta i być może Moment Musicaux. Myślę tez o Scarlattim i Clementim, którego podziwiał Beethoven. Z kolei skrzypce ładnie też pisali Pisendel czy Ysaye. Powodzenia! Rzeczywiście duży obszar do poszukiwań. Nie wymieniłem kompozytorów, których mniej cenie takich jak Brahms, Schumann, Debussy, a są na pewno w kanonie więc można by wymieniać długo...
Chiarodiluna napisał(a):Cykl rozwojowy sonat Beethovena to jak najbardziej właściwy wybór. Bardzo ciekawi, co konkretnego wybrałeś z ogromu istniejących propozycji.
przez Chiarodiluna » poniedziałek, 19/06/23, 19:58
Na obrzeżach zaproponowanego przez Ciebie tematu głównego funkcjonują zjawiska uzupełniające.
1. Dzieła uznawane za szczególnie wartościowe przez nobliwych muzykologów, ale mało akceptowane przez szerokie grono odbiorców (sonaty fortepianowe 6 i 7 Prokofiewa, Sonata nr 2 Ivesa, Sonata Berga). I całkowicie odwrotnie, te lekceważone przez muzykologów, a pochłaniane przez młodych odkrywców muzyki klasycznej na początku rozwoju swoich zainteresowań. Czym jest zatem owo must-have, poza niekwestionowanie oczywistym repertuarem takich sonat Beethovena?
2. Bogata twórczość na 2 fortepiany, powstała w związku z dawnymi salonowymi zwyczajami kulturowymi wspólnego muzykowania, które obecnie już nie funkcjonuje. Partytury te są mniej popularne, a nawet zapomniane, a i wymagające w erze indywidualizacji porozumienia 2 pianistów świadomie decydujących się na funkcjonowanie w duecie. Jest istotnie mniej takich konsekwentnie realizowanych przypadków, od karier czysto solowych (Tal & Groethuysen – muzyka Schuberta).
Uwielbiam nastrojową ewolucję wolnego tematu w jego kolejnych kilku wejściach! Ale czy to jest must-have?
3. Solowe dzieła w swoim oryginale, które ewoluowały z czasem do składu mnogiego i dziś najbardziej będące znane z tego drugiego aspektu wykonawczego (Obrazki z wystawy, Z czasów Holberga, Karnawał zwierząt).
4. I całkowicie do tego odwrotny nurt rearanżacyjny, redukujący dzieła orkiestrowe i wokalne do instrumentu solowego (chociażby taka Pulcinella). Na swoim etapie zainteresowań, kiedy słucham już powrotnie głównie tej ulubionej muzyki, szczególnie mnie ten aspekt interesuje.